niedziela, 12 maja 2013

03 - Miłość do niego jest jak papieros.

No i jest 3! Przepraszam, za takie opóźnienie, ale sami wiecie... 3 gimbazjum. Tyle w temacie.
Za wszelkie błędy przepraszam, ale zjebał mi się Microsoft Word Starter 2010 i musiałam pisać w Word Padzie, a ten program mnie wyjątkowo nie lubi, bo wcale a wcale nie pojmuję go i nie sprawdza mi pisowni, kiedy robię nieumyślnie jakiś błąd. Sprawdziłam z grubsza, ale znając moje "szczęście" i tak znajdzie się jakiś błąd. Nie ważne.
Przepraszam także, że taki nudny i mało się dzieje, ale taki wyszedł, no. Trochę więcej dialogów, druga strona Harry'ego. No i perspektywy, retrospekcje. Zobaczymy. Komentujcie, czy fajny : )
Pytania do mnie? www.ask.fm/Caliope14
Pytania do bohaterów? www.ask.fm/charakcterask
Enjoy! xx

***

Harry leżał zwinięty w kłębek w salonie, co jakiś czas próbując złapać oddech podczas głośnego szlochania.

*Oczami Harry'ego*
 Nie chcę, by Louis cierpiał. Nie mogę na to pozwolić, za bardzo mi na nim zależy. Tak, jednak mam uczucia.
 Louis trafił przeze mnie do szpitala w ciężkim stanie. Boże, byłem taki głupi, nie biegnąc wtedy na nim. Gdybym za nim pobiegł, nic by mu się nie stało.
Z całego serca pragnę go przy sobie, ale nie mogę na to pozwolić. Kiedy to się stanie - Louis nigdy już nie będzie bezpieczny. Ale... I tak już nie jest.

*Dwa miesiące później, oczami narratora*
-Harry! - głos Louis rozniósł się po mieszkaniu jego i Zayna.
-Idę, no! - odkrzyknął. Louis przeprowadza się do Harry'ego. A jak to się stało, że się zeszli? Harry przemyślał pewne sprawy i odwiedził Louisa w szpitalu.

*Retrospekcja*
 -Harry? - szepnął cicho Louis, wpatrując się w chłopaka wchodzącego do jego sali.
-Przyszedłem - oświadczył.
-Widzę - zauważył Louis, a kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze. -Przychodzisz tu, ponieważ?
-Chciałem Cię przeprosić - zaczął, a Louis uniósł jedną brew w zainteresowaniu. -Przeprosić za wszystko. Za to, że wciągnąłem Cię w tę znajomość, że pozwoliłem Johnson'owi dobrać się do Ciebie, że nie pobiegłem wtedy za Tobą - Harry zacisnął oczy, nie pozwalając łzom opuścić jego oczu. Nie chciał wyjść na mięczaka. -Louis, czuję do Ciebie coś, czego nie potrafię opisać i nie wybaczyłbym sobie, jeśli stałaby Ci się jakakolwiek krzywda...
 Louis patrzył na Harry'ego z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Harry mówił szczerze, wreszcie był z nim szczery. Po chwili Louis uśmiechnął się serdecznie, co Harry odwzajemnił.
-Ty się uśmiechasz! - Louis wyciągnął oskarżycielsko palec w jego stronę. -Jednak masz uczucia! Yay! - krzyczał podekscytowany.
-Tak, tak - Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej, skrępowany.

-Harry? - spytał cicho Louis, po chwili ciszy.
-Tak? - Harry spojrzał w jego niebieskie tęczówki wypełnione nieznanym mu uczuciem.
-Mogę zostać z Tobą? - zapytał nieśmiało, wpatrując się w zielone oczy chłopaka.
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem - przez twarz Harry'ego przebiegł lekki uśmiech.
-Słucham?
-Pozwól mi być Twoim bohaterem... - szepnął Harry, zbliżając się nieznacznie do chłopaka.
-Możesz nim zostać - odszepnął, likwidując przestrzeń między nimi i delikatnie napierając na jego usta. Ich wargi poruszały się we wspólnym tempie, idealnej synchronizacji, w rytmie ich serc.

I can be your hero, baby.
I can kiss away the pain.
I will stand by you forever. 
You can take my breath away.

*Koniec retrospekcji*
 Harry zatrzasnął bagażnik swojego samochodu, kiedy wpakował do środka walizki Louisa.
-Będę tęsknić, stary - powiedział Zayn, obejmując Louisa.
-Ja też, Malik - odpowiedział. Harry uśmiechnął się na ten widok. Louis myślał, że Harry serio zmienił się pod jego wpływem, nie wiedział jednak jeszcze wielu rzeczy.
-Na razie, Zayn - Louis pożegnał swojego przyjaciela, wchodząc do samochodu Harry'ego.
-Żegnaj, LouLou! - pomachał mu. -Harry!
-Tak? - Harry spojrzał na Zayna.
-Opiekuj się nim! - mulat puścił mu oczko.
-Będę! - krzyknął zadowolony Harry, zajmując miejsce kierowcy. -Jedziemy? - zwrócił się do Louisa.
-Tak - powiedział pewnie, posyłając Zaynowi uśmiech, który został mu odwzajemniony.

*2 tygodnie później*
 -Jesteś takim idiotom, Louis! - wrzasnął Harry, idąc w stronę Louisa, który odsuwał się przerażony, aż natknął na ścianę.
-Ja tylko mówię, że nie lubię bałaganu, jaki tutaj tworzysz! - krzyknął.
-To moje mieszkanie i mogę w nim bałaganić tyle, ile mi się żywnie podoba! - Harry gestykulował żywo rękami.
-Ale mieszkam tu z Tobą! - wytknął mu Louis.
-Nie obchodzi mnie Twoje zdanie, Louis! - wrzasnął zły i wymierzył Louisowi prosto w lewy policzek. Louis syknął i złapał się za bolące miejsce, które aż paliło i wrzało z nadmiaru krwi, która się tam zebrała. Harry stał oszołomiony, wpatrując się to w Louisa patrzącego na niego z bólem w oczach, to na swoje ręce. Po chwili upadł bezwładnie na kolana i ukrył twarz w dłoniach.
-J-jak m-mogłeś? - zająknął się Louis, ciągle wpatrując w Harry'ego.

 To był pierwszy raz, kiedy Harry uderzył Louisa. Wtedy Louis jeszcze nie wiedział, w co się pakuje.

-Louis... - wyszeptał Harry, stając na równe nogi. Louis patrzył na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Bał się go. -Louis, ja nie chciałem, prze...
-Skoro nie chciałeś, to dlaczego to zrobiłeś? - spytał cicho Louis, wiedząc, że Harry i tak mu nie odpowie.
-Przepraszam - jęknął, próbując przytulić Louisa, jednak ten się odsunął i spojrzał na niego z wyrzutem.
-Po co przepraszasz, skoro nie jest Ci przykro? - zapytał.
-Skąd wiesz, że nie jest? - powiedział smutno, Louis wzruszył ramionami, wymijając go i wchodząc schodami na górę. -Jest...

  Harry poszedł na górę do pokoju Louisa. Szatyn siedział na łóżku z twarzą schowaną w dłoniach. Harry uklęknął przed nim, łapiąc za nadgarstki i odsłaniając jego zapłakane oczy.
-Powiedziałeś, że będziesz moim bohaterem... - przypomniał mu Louis.
-Będę - odpowiedział Harry.
-Kiedy? - spytał Louis, patrząc na niego wyczekująco.
-Louis, ja Cię naprawdę przepraszam... - szepnął Harry. -To się nigdy nie powtórzy, poniosło mnie, przysięgam.
-Kocham Cię, Harry. Nie potrafię bez Ciebie żyć - powiedział cicho Louis. Harry splótł ich dłonie razem.
-Ja też Cię kocham, Louis. Nigdy tego nie zapominaj, kochanie - powiedział całkowicie szczerze i ucałował najdelikatniej jak potrafił jego piekący i promieniujący od uderzenia policzek. Louisowi popłynęły łzy, które lokaty chłopak szybko starł dłonią. -Nie płacz, Boo - szepnął i pocałował jego drżące wargi.

Harry oplótł swoimi dużymi rękami talię Louisa i usnął niemal natychmiastowo. Louis nie mógł spać, był chory. Boli go wszystko począwszy od malutkiego paluszka u stopy, a skończywszy na sześćset osiemdziesiątym ósmym włosie na głowie. Boli go skóra po gorącym dotyku, bolą go uszy po toksycznych słowach, bolą go oczy od wypalających spojrzeń Harry'ego. Upaja się jego bliskością, jego oddechem na swojej szyi. Miłość do niego jest jak papieros: toksyczna, uzależniająca i powoli zabija Louisa.

 Nad ranem ciepłe promienie słoneczne obudziły ich wtulonych w siebie.
-Wstawaj, szkrabie - jęknął Harry, gładząc Louisa po policzku. Ten zamrugał kilkakrotnie, po czym Harry mógł delektować swój wzrok błękitem oczu chłopaka. -Masz piękne oczy, wiesz?
-Wiem - zaśmiał się Louis, przyciągając Harry'ego do szybkiego pocałunku. -Dzień dobry!
-Idziesz do szkoły? - spytał, trącając swoim nosem nos Louisa.
-Mhm - wymruczał, wyciągając się. -A Ty?
-Jeśli Ty, to ja też - uśmiechnął się przelotnie.
 Louis wstał pierwszy, od razu kierując się do toalety.
-AAA! - wrzasnął, widząc swoje odbicie w lustrze. Miał cały siny policzek. Harry wparował z impetem do pomieszczenia. -Wyglądam, jakby jakiś bandyta przyjebał mi z całej pary z harpunu - jęknął zrezygnowany, oglądając sine miejsce.
 Harry podszedł do niego i delikatnie objął od tyłu. Musnął ustami po ranie.
-Przepraszam - wyszeptał, spuszczając wzrok. Louis wpatrywał się w Lokatego w odbiciu lustra.
-Stało się, trudno - powiedział bez emocji, delikatnie odsuwając się od Harry'ego. Harry tylko mruknął coś w dezaprobacie i wyszedł.
"Kochać jest łatwo, gdy każdy jest dobry, ale prawdziwy test nadchodzi, gdy ktoś zaczyna się psuć" - przemknęło mu przez myśli. Potrząsnął głową i zaczął się przygotowywać. 

soundtrack (na kolana Bartek, robię Ci reklamę xd)
Harry stał przy kuchence, smażąc naleśniki.
-Czy T-Ty gotujesz? - zdziwił się Louis, stając w progu kuchni. Harry odwrócił się w jego kierunku z uśmiechem, który zaraz został zastąpiony uwodzicielskim przygryzaniem dolnej wargi, aż ta zrobiła się jeszcze bardziej malinowo soczysta.
 Przebiegł wzrokiem po chłopaku, od dołu do góry. Louis miał na sobie turkusowe obcisłe spodnie i Harry był niemal w stu procentach pewny, że w tych spodniach tyłek Louisa prezentuje się idealnie. Na klatkę piersiową nałożył równie obcisły czarny t-shirt z dekoltem w serek. Na nogach miał swoje ulubione białe Tomsy.
-Lou, wyglądasz niczym Bóg Seksu - westchnął Harry i w jednej chwili pokonał dzielącą ich odległość, obejmując chłopaka w talii.
-Nie dla psa kiełbasa - Louis wytknął mu język i wysfobodził się z uścisku bruneta.
-Nie dla kota sadło - prychnął zabawnie, stawiając przed Louisem talerz naleśników z dżemem wiśniowym, kiedy ten usiadł do stołu. -Smacznego.
-Dziękuję - odpowiedział dżentelmeńsko, przyglądając się, jak Harry smaruje dżemem swoją porcję. Nie mógł oderwać wzroku od tyłka Harry'ego, który wręcz kurewsko pociągająco opinał się w czarnych, cholernie obcisłych spodniach chłopaka. Louis zaczął się zastanawiać, jak on w ogóle potrafi chodzić w takich rurkach. Nawet jego nie były takie wąskie.
 A nogi Harry'ego... "Chyba umrę" - pomyślał Louis.
-Na co? - zdziwił się Harry, siadając przed chłopakiem. A jednak wypowiedział to na głos.
-Yyy... Nie ważne - wybełkotał, zamykając swoje usta naleśnikiem, aby nie palnąć znowu jakiejś niezrozumiałej głupoty.

 Resztę śniadania zjedli w ciszy i właśnie siedzieli w czarnym Range Roverze Harry'ego. Ich kierunkiem była szkoła, której żaden z nich nie lubił.
-Co ludzie powiedzą, jak zobaczą moją twarz - westchnął, przyglądając się swojemu odbiciu w samochodowych lusterku.
-Nie jest tak źle - powiedział Harry, nie odrywając wzroku od ulicy.
-Mam fioletowe pół ryja, no pewnie! Na pewno nikt nie zauważy - zironiował Louis swoim wysokim głosem. Harry uśmiechnął się na ten dźwięk. Głos Louisa był zdecydowanie najlepszym dźwiękiem dla jego uszu i duszy.
-Złość piękności szkodzi, Loueh - uznał Harry, wjeżdżając na teren placówki i parkując na swoim stałym miejscu.
-Już gorzej i tak być nie może - wymamrotał Louis, odpiął pasy i wyszedł z samochodu. Harry podszedł do niego i złapał za rękę, jak gdyby nigdy nic.
-Harry? - powiedział Louis, patrząc na chłopaka z lokami z zdezorientowanym wzrokiem.
-Co? - spytał, nie rozumiejąc zachowania swojego towarzysza.
-Trzymasz mnie za rękę. W miejscu publicznym. I to w szkole - mówił powoli i wyraźnie. -Dobrze się czujesz? - zapytał.
-Definitywnie - oznajmił z uśmiechem i pociągnął Louisa w stronę wejścia do szkoły. -Jesteś moim chłopakiem, chyba mam prawo trzymać Cię za rękę, hę?
-No... Chyba tak - mruknął Louis, idąc za Harry'm.
-Właśnie - oznajmił, kiedy stanęli na środku korytarza.
 Wszystkie pary oczu uczniów zebranych w tej części szkoły spoczęły na nich. Louis poczuł się niepewnie, przez co wycofał się lekko w tył. Nie był przyzwyczajony do tego, że ludzie zwracali na niego uwagę.
-Lou, wyluzuj - szepnął Harry, mocniej ściskając jego rękę, po czym ruszyli do szafki Louisa, który zabrał z niej potrzebne rzeczy.
-Tutaj się chyba żegnamy - oznajmił smutno Louis, stojąc tyłem do szafek, podczas gdy Harry opierał się o nie prawą ręką, będąc tym samym blisko swojego chłopaka.
-Niestety - szepnął równie smutno i musnął delikatnie jego usta. Louisa oblał rumieniec i zapragnął więcej pieszczot, ale dobrze wiedział, że nie może. Są w miejscu publicznym. Do tego w szkole.
-Widzimy się na lunchu? - spytał z nadzieją.
-Oczywiście, szkrabie - Harry złączył ich usta w szybkim pocałunku, po czym oddalił się do Zayna i Nialla, którzy machali Louisowi z daleka. Louis odmachał im z szerokim uśmiechem i wtedy dostrzegł Zayna obok siebie.
-Stary, co Ci się stało w twarz? - pisnął przerażony Malik, momentalnie chwytając go po obu stronach głowy.
-Nic... - burknął Louis, wyrywając się delikatnie Zaynowi.
-Kto Ci to zrobił? - spytał szybko.
-Nikt - odpowiedział szybko Louis, kierując się w stronę klasy biologicznej.
-Samo się zrobiło, co? - zadrwił mulat, podążając za nim. I tak miał z nim biologię.
-Coś w ten deseń - odparł wymijająco.
-Louis - powiedział Zayn, stojąc przed nim i uniemożliwiając mu dalszy marsz.
-Nic mi nie jest, Zayn - Louis zapewnił chłopaka, akcentując jego imię.
-Powiedz mi tylko kto Ci to zrobił - oznajmił.
-Powiedziałem, że nikt.
-Louis.
-Zayn...
-Louis, do Świętego Barnaby, kto Ci zrobił to fioletowe gówno na Twojej parchatej mordzie?! - krzyknął trochę za głośno niż się spodziewał, przez co parę osób spojrzało w ich stronę, ale Zayn fuknął głośno, przez co wrócili do swoich zajęć.
-Gratuluję - żachnął się Louis, zaplatając ręce na piersi, i zarzucając lewym biodrem w bok.
-Chyba mi nie powiesz, że sam sobie przyjebałeś z liścia w twarz?! - powiedział głośno, ale tym razem nikt nie zwrócił na to uwagi.
-Nie powinno Cię to interesować - powiedział Louis z powagą.
-Jestem Twoim przyjacielem, ciulu - prychnął. -Mam prawo wiedzieć.
 Louis spojrzał na niego wymownie, ale Malik odwzajemnił wzrok pod tytułem "Nie dam Ci spokoju, dopóki mi nie powiesz, kto Ci oszpecił i tak już Twój obrzydliwy ryj." Louis jęknął z dezaprobatą, zaciągając Zayna do najbliższej męskiej toalety. Malik był z siebie dumny.
-Więc? - spytał, kiedy już byli sami.
-Hafhdfi - wymamrotał Louis pod nosem.
-Kto? - powtórzył Zayn.
-Hardkhf - również wybełkotał niezrozumiale.
-Louis, powiedz - powiedział chłopak, chwytając jego ramię.
-Harry - jęknął zrezygnowany Louis.
-CHŁOPAKU PEDALE, KTÓREGO JEBNĄŁ W TWARZ SAM HARRY STYLES, ŻE CO?! - powiedział szybko na jednym wdechu, jednocześnie zaskoczony, zdezorientowany i chyba wkurzony.
-Pokłóciliśmy się - powiedział Louis spokojnie.
-ZAJEBIĘ SMIERDZIELA! - krzyknął Malik.
-Nie! Zayn! Powiedział, że to już się więcej nie powtórzy - zapewnił go.
-Wiesz co? Dobra, jak chcesz. Ale powiem Ci coś... - zaczął i spojrzał na Louisa, aby upewnić się, czy ten go słucha. -Moja siostra była bita przez swojego chłopaka wiele razy. Za każdym razem wybaczała mu, on obiecał, że już więcej tego nie zrobi. A robił. Tommo... Jak Harry Cię już raz uderzył, na tym jednym razie się nie skończy.
-Wezmę to sobie do serca, Malik. Dziękuję - powiedział Louis z uśmiechem. Był pewien jak własnego życia, że Harry więcej go nie uderzy. Ale nie wiedział, że Harry nie jest tym, za kogo Louis go ma.

9 komentarzy:

Mr. Parapet pisze...

Zajebiste <3 Czekam ciągle na następny i następny, boże jaki czołg *-*

MrsCzarnaaa pisze...

Mrr.. Ile ja czekałam na ten rozdział *-* Zajebiście po prostu!

Fucking Dream pisze...

Kooooocham to <3

Anonimowy pisze...

O jejku to opowiadanie jest cudowne *.* Tak się ciesze że je znalazłam :)
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ! :D

Anonimowy pisze...

Zajebiste *o* Czekam na następny ♥

Unknown pisze...

Następnym razem nie karz nam czekać tak długo :) Rozdział super:)

Anonimowy pisze...

Jako dziecko biol-chema płaczę nad tym tytułem ;(

legalizgay pisze...

Zajebiste *-*
Osz kurcze :/ Hazza będzie go bił :c
A czy tylko ja jestem pojebana i się wzruszyłam ? Chyba tak ...
Idę kolejny czytać :D ~ Stylinsonowa <3

Unknown pisze...

kurde !
dzisiaj zaczęłam czytać i trochę tego żałuję, bo muszę się uczyć :P
ale blog i tak jest zajebisty !!
Skyfall było mega, ale ten to wymiata na całego ! :D
jesteś geniusz !
dużo wenki w dalszym pisaniu !
@koteczki_1996