piątek, 17 maja 2013

04 - No uderz, proszę.

No i jestem troszkę szybciej z czwórką, jak obiecałam. :) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Błędów nie powinno być, bo sprawdzałam, ale jeśli pojawią się gramatyczne, stylistyczne czy inne to z góry przepraszam, ale jestem tylko człowiekiem. ;) Nie byłam pewna co do soundtracku, ale jakoś tak wyszło. Raczej nie jestem dobra w dobieraniu piosenek do akcji, musicie mi to wybaczyć. :(
Pytania do mnie? www.ask.fm/Caliope14
Pytania do postaci? www.ask.fm/characterask
Enjoy and good reading!
Och, no i nudziło mi się, to zrobiłam taki sobie banner :D
 
***

 Louis po raz kolejny zbierał z podłogi brudną bieliznę Harry'ego.  Westchnął głęboko i wyciągnął komórkę, wystukując wiadomość do swojego chłopaka:

 Do: Harry x
Obiecuję, że jeśli jeszcze raz zostawisz porozrzucaną bieliznę w każdym zakamarku mieszkania to albo użyję jej jako dekoracji, albo spalę w kominku... Wybieraj, kochanie. Xx

 Zaśmiał się z własnego pomysłu i wrzucił brudy do kosza na pranie. "Czy to ja jestem kobietą w tym związku?" przemknęło przez jego głowę. "Chyba tak."

 Harry nie odpisywał przez dłuższy czas, przez co Louis zaczynał się powoli martwić. Zawsze mu odpisywał. Wyszedł z Liamem i Niallem godzinę temu i od tamtej pory ani jednego znaku życia z jego strony. Postanowił zadzwonić. Wybrał pospiesznie numer do Harry'ego i przyłożył urządzenie do ucha.
Jeden sygnał...
Drugi sygnał...
Trzeci sygnał...
Poczta głosowa.
 Przeklął pod nosem, rozłączając się.

*W tym samym czasie*
 -Liam, mówiłem, że nie mam kasy! - jęknął Harry do swojego przyjaciela.
-Morrison* nas zajebie, jeśli dzisiaj mu nie zapłacimy za towar - powiedział rozdrażniony Niall, pocierając nerwowo swoje ramiona z zimna. Stali na dwudziestu stopniowym mrozie, czekając na zbawienie od Boga.
-Serio, Harry? Ani stówy? - chciał się upewnić Payne.
-Jestem totalnie spłukany! - westchnął, wyrzucając ręcę ku górze w bezradności.
-To spierdalamy? - spytał Horan, spoglądając na swoich towarzyszy.
-Spierdalamy - zgodził się Liam i ruszyli w stronę parku.
-Mówię Wam... Jak Morrison się dowie, że mu zwialiśmy, będziemy mieli ostro przejebane - powiedział Liam.
-No co Ty nie powiesz, geniuszu - żachnął się Harry. Wyciągnął z kieszeni papierosa, odpalając go pospiesznie podczas szybkiego marszu chłopców. Zaciągnął się z ulgą, a następnie wypuścił dym ze świstem.
-I to wszystko wyobraź sobie Twoja wina, Harry - oskarżył swojego przyjaciela Niall.
-Moja wina? - zakpił Styles.
-Nie ja wszystko przepiłem! - rzucił oskarżycielsko chłopak o sarnich oczach.
-Nie miałem w gębie alkoholu od miesiąca, odpierdol się - burknął zdenerwowany Loczek.
-To co zrobiłeś z tymi pięcioma tysiącami od Barney'a?** - spytał Horan. Harry odchrząknął nieznacznie. -Co zrobiłeś? - powtórzył ostrożnie.
-Wydałem na coś, nie Wasz interes - mruknął, dokańczając papierosa.
-Wyobraź sobie, że nasz, bo to też nasza forsa - przypomniał mu Liam.
-Wy dostajecie swoją część, ja swoją. To moja forsa - sprostował Harry.
-Co nie zmienia faktu, że mamy prawo wiedzieć na co wydałeś taką pokaźną sumę - żachnął się Payne.
-Nie Twój zakichany interes, Liam! - krzyknął oburzony Harry. -Muszę iść, na razie - mruknął na odchodne.
-Zmieniłeś się, Harry! - zawołał za nim Niall.
-Jebie mnie Twoje zdanie! - odkrzyknął, wystawiając do niego środkowy palec. Liam westchnął w zrezygnowaniu.

 Harry szedł ciemnymi, pustymi uliczkami przez "gorszą" część Londynu. Usłyszał ciche kroki za sobą. Gwałtownie się obrócił, ale nikogo nie zauważył. Wzruszył ramionami i szedł dalej. Nagle znowu usłyszał znajome kroki. Pewniej złapał broń w swojej dłoni, badając dokładnie jej strukturę palcami.
-Dobrze Cię znowu widzieć, Harry Styles'ie - usłyszał głęboki głos Johnson'a** za sobą. Harry zacisnął usta w wąską linię, obracając się na pięcie w jego stronę.
-A Ciebie nie specjalnie - warknął wściekle, bez ogródek wyciągając pistolet w jego stronę.
-Jak się miewa Twój chłopak, Styles? - zaśmiał się obrzydliwe, na co Harry zmrużył oczy, mocniej zaciskając palce na spluwie.
-Czego chcesz, David? - wycedził przez zaciśnięte zęby, mierząc chłopaka wzrokiem.
-Twojej zguby, Styles. Chcę, abyś cierpiał, jak jeszcze nigdy nie cierpiałeś. Masz wyć z bólu!**** - wrzasnął, wyciągając nóż i przykładając go do szyi Harry'ego. Zielonooki wypuścił powietrze ze świstem.
-Naprawdę jesteś taki głupi, Johnson? - zaśmiał się szyderczo i przyłożył mu pistolet do skroni. -I co teraz? Życie za życie? - uniósł brew ku górze, patrząc na niego wyczekująco. Milczał. -Poderżniesz mi gardło, to zdążę wystrzelić, spokojnie - zapewnił go ze stoickim spokojem. -Źle to rozegrałeś, Davidzie Johnson'ie - zakpił z niego.
-Jeszcze jedno słowo, Styles, a poderżnę Ci to zasrane gardło! - krzyknął. Na jego czole pojawił się pot desperacji. Harry uśmiechnął się wewnętrznie. Johnson był słabym zawodnikiem i oboje dobrze o tym wiedzieli.
-No i na co czekasz? - powiedział oskarżycielsko. -Ty podcinasz, ja strzelam. Proste i logiczne. Chyba, że aż masz tak mały mózg, że nie pojmujesz nawet tego prostego sformułowania - zaśmiał się ironicznie.
-Zamknij się! - wrzasnął. Brunet uderzał w jego słabe punkty. David był słaby psychicznie i Harry doskonale umiał to wykorzystywać.
-Nie mam całego wieczora, Johnson - westchnął zrezygnowany Harry. -W domu czeka na mnie mój chłopak i zamierzam go wyruchać - zaśmiał się dźwięcznie. Chciał poniżyć Davida i wprawić go w zakłopotanie. Wtedy się podda bez jego większej pomocy.
-Jesteś obleśny - powiedział z niesmakiem, wykrzywiając twarz w grymas. Harry zamruczał w odpowiedzi, a Davidowi puszczały nerwy.
-Może chciałbyś do nas dołączyć, Davidku? - powiedział obrzydliwie Harry. Johnson puścił Harry'ego, robiąc delikatną szramę na jego szyi. -Grzeczny chłopczyk - pochwalił go.
-Nic. Nie. Mów - starał się brzmieć spokojnie. -Sprowokowałeś mnie, to nie fair - zachowywał się jak małe, rozwydrzone dziecko.
-W tej grze nic nie jest fair, David - przypomniał mu Lokaty. Wycelował bronią w jego nogę i wystrzelił. Chłopak opadł na ziemię z głośnym jękiem. -To za zastraszanie mnie - fuknął Harry. -Dobrej nocy! - krzyknął na odchodne, kierując się w stronę mieszkania.

 W domu zawitał go Louis, kiedy tylko przekroczył próg posiadłości.
-Gdzie byłeś tak długo? Dlaczego nie odbierasz telefonu i nie odpisujesz na smsy? - Louis zaczął zadawać mnóstwo pytań. Nagle ujrzał czerwoną szramę na szyi Harry'ego. -O mój Boże! Co Ci się stało?! - pisnął przerażony, w jednej chwili zaciągając chłopaka do łazienki. Wziął apteczkę i zaczął opatrywać jego ranę.
-To nic wielkiego - mruknął. Syknął, kiedy Louis przecierał rozcięcie wacikiem nasączonym wodą utlenioną.
-Wybacz - powiedział szybko Louis. -Kto Ci to zrobił? - spytał po chwili zastanowienia.
-Spotkałem w drodze powrotnej Johnson'a - odpowiedział.
-Tego, co mnie uprowadził? - Louis wzdrygnął się, słysząc znajome nazwisko.
-Zgadza się - Harry mu przytaknął.

*Retrospekcja sprzed tygodnia*
 -Harry! Nie musiałeś mi tego kupować! Musiał być niesamowicie drogi! - pisnął Louis, przyglądając się oryginalnego zegarkowi od Calvin'a Klein'a.
-Nie musiałem, ale chciałem - uśmiechnął się serdecznie, całując delikatnie jego usta.
-Jak mam Ci podziękować? - Louis nadal nie dowierzał własnym oczom. "Ten zegarek musiał kosztować fortunę! Z dobre cztery tysięce dolarów!" Przemknęło przez głowę Tomlinson'a.
-Nie musisz - odpowiedział Harry z westchnięciem.
-Nie muszę, ale chcę - szepnął uwodzicielsko Louis, przebiegając palcami po jego ramieniu. -Chodźmy do sypialni - wymruczał mu do ucha. O to chodziło Harry'emu. Uśmiechnął się triumfalnie do siebie, podążając za Louisem.
*Koniec retrospekcji*

*Nazajutrz*
 -Kurwa - mruknął Harry pod nosem, rzucając na stół w kuchni swój sprawdzian z matematyki. -Kolejna pała!
-Może chcesz się ze mną pouczyć? - zaproponował mu Louis.
-Proszę Cię, nie mam na to czasu... - Harry odmówił, masując swoje skronie w nerwach.
-Jakoś to będzie, Harry - szepnął Louis, łapiąc go ostrożnie za ramię. Harry posłał mu serdeczny uśmiech.
-Przepraszam, że jestem taki nerwowy, ale jest parę takich spraw i... - zaciął się. -Nie powinienem Ci o nich mówić. Nie gniewasz się?
-Skądże. To są sprawy Twoje, Liama i Nialla - zapewnił go z delikatnym uśmiechem.
-Louis, jesteś idealny dla mnie - powiedział Harry. -Tak bardzo Cię kocham... Nawet nie wyobrażasz sobie, jak mocno - mówił, gładząc kciukiem jego policzek i wpatrując się w chabrowe oczy chłopaka.
-Ja Ciebie również, Hazza - rzekł Louis, zwracając się do niego zdrobnieniem.

*Następny dzień*
 Nad ranem Louis spakował swoje rzeczy i stał na korytarzu, wpatrując się we wspólne zdjęcie jego i Harry'ego. Nie mógł tak dłużej, mimo, że go kochał.
-Odchodzisz? Dlaczego? - spytał cicho Harry, schodząc na dół po schodach.
-Mam dość Ciebie i tego toksycznego związku - wyjaśnił szybko Louis, starając się brzmieć poważnie i nie rozpłakać, co było naprawdę ciężkie. Odchodził od osoby, którą tak bardzo kochał i nie chciał ranić.
-Rób co chcesz, ale zapamiętaj, że beze mnie nic nie znaczysz. Rozumiesz? Jesteś nikim! - krzyknął Harry. Louis nie spodziewał się po nim takiego zagrania. Myślał, że będzie smutny. "A więc jednak się nie zmienił" - przemknęło przez myśli Louisa.
-Mylisz się. Bez Ciebie jestem kimś wyjątkowym: sobą - powiedział donoście Louis.
-I tak nie odejdziesz. Za bardzo mnie kochasz - wycedził przez zęby.
-Skąd takie przekonanie, Styles? - zapytał ironicznie.
-Zatracasz się we mnie każdego dnia. Nie widzisz tego? - Harry zaczął się do niego zbliżać.
Louis milczał.
-Zaryzykowałbyś życie własnej matki tylko po to, aby ze mną być. Zabiłbyś po kolei każdego z Twoich przyjaciół, aby mieć mnie przy sobie - Harry mówił dalej.
-Zamknij się! - krzyknął Louis, zaciskając dłonie w pięści na swojej głowie, ciągnąc rozpaczliwie za włosy.
-Prawda aż tak Cię boli? - zaśmiał się sarkastycznie Loczek.
Louis nadal milczał. Nie chciał tego dłużej słuchać.
-Lou, nie wygłupiaj się i zostań... - powiedział Harry zrezygnowany, wzruszając ramionami.
-Nie - odpowiedział Louis stanowczo.
-Nie? - Harry nie dowierzał.
-Nie zostanę z Tobą - powtórzył dumnie Louis, kiedy zdał sobie sprawę, że dał radę powstrzymać się od płaczu.
-Jak możesz?! - krzyknął i zamachnął się, by uderzyć Louisa w twarz. Jego ręka z niemałą siłą uderzyła w prawy policzek niebieskookiego, który jęknął cicho. W oczach Tomlinson'a zebrały się łzy. Złapał w dłoń walizkę i obrócił się w stronę drzwi.
 Harry desperacko pociągnął za swoje włosy i warknął. Uderzył mocno w tył głowy Louisa, ale ten nie zareagował. Zielonooki złapał silnie w dłonie twarz swojego chłopaka i spojrzał mu prosto w oczy wypełnione łzami. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nagle wszystkie słowa wyleciały mu z głowy. "Uderzyłem Louisa. I to dwa razy" - kiedy dotarły do niego te słowa, Harry zacisnął boleśnie palce na policzkach Louisa, potrząsając delikatnie jego głową w rozpaczy. Louis ostatecznie wyrwał się z jego uścisku i wyszedł pośpiesznie z domu. Drzwi trzasnęły, a Harry podskoczył, wyrwany ze swoich myśli.
-Jak mogłem? - szepnął do siebie i upadł na kolana.

 Minęły dwa tygodnie, kiedy Harry ostatni raz widział Louisa. Harry zaczął imprezować i powoli staczać się na dno. Coraz więcej brał. Brał za darmo, bo nie miał pieniędzy. Narobił sobie ogromnych długów u Morrison'a. Ale nie przejmował się tym i zapijał zmartwienia i smutki alkoholem w barach. Z Liamem i Niallem się nie kontaktował, odwrócili się od niego. Harry dzień w dzień był pijany i naćpany. Leczył kaca alkoholem i ciągle brał kokainę. Schudł diametralnie, ponieważ nic nie jadł. Nie miał pieniędzy nawet na jedzenie. Wyglądał jak wrak człowieka, dosłownie.

 -Louis, widziałeś ostatnio Harry'ego? - spytał Zayn, widząc swojego przyjaciela od dwóch tygodni w stanie krytycznego załamania nerwowego prowadzącego do depresji.
-Nie - odpowiedział Louis obojętnie, przełączając bezmyślnie kanały w telewizji.
-Wygląda jak wrak, rozmawiałem z Liamem - skomentował Malik, siadając obok niego.
-A mówisz mi to, ponieważ? - spytał żenującym głosem, wpatrując się w mulata zmęczonym wzrokiem.
-Ponieważ go kochasz i wszyscy doskonale o tym wiemy? - drażnił się Zayn. Louis westchnął. -Powiedz coś - zarządził Malik.
-Zranił mnie - powiedział cicho Louis.
-Może i jest wrakiem człowieka, ale i we wrakach czasem pojawiają się małże, a w nich perły. Przemyśl to - powiedział mądrze Zayn i zostawił Louisa samego ze swoimi myślami.

*Pewnej soboty*
 Harry i Louis spotkali się przypadkiem na tej samej imprezie.

 -Chcesz się na mnie wyżyć? – syknął Louis. –Za to, że Ci już nie ufam? Że w szkole ciężko Ci idzie z nauką? Że nie masz już kasy na prochy i inne pierdoły? Że przyjaciele się od Ciebie odwrócili? No uderz, proszę – powiedział, odbierając dotkliwie milczenie Harry'ego. Chłopak z lokami ujął jedną dłonią twarz Louisa, próbując zbliżyć się wargami. Louis instynktownie odwrócił się w drugą stronę. Harry wtedy mocno ścisnął mocniej jego nadgarstek, przytrzymując dłonią twarz, tak aby chłopak spojrzał mu wreszcie w oczy.
-Auu… - Louis pisnął.
-Już wiesz, jak bardzo Cię kocham? Jak tęsknie? Jak cholernie mi Ciebie brakuje?! – Harry krzyczał, potrząsając nim energicznie. Wtedy z jego szmaragdowych tęczówek wypłynęła łza. Przykucnął obok i próbując się wtulić, szepnął jakże istotne „kocham”.
-Wiesz co? Jest już na to za późno – stwierdził Louis. Harry gwałtownie wstał, kiedy Louis się podniósł. –Jasne. Kochasz mnie, rozumiem. Ale nie sądzisz, że za późno to zrozumiałeś? Raniłeś? Okłamywałeś? Dawałeś mi drogie prezenty za to, że szedłem z Tobą do łóżka? To chore, Harry! – Louis krzyknął z wyrzutem, patrząc w jego czerwone i zapłakane oczy.
-Przepraszam… - jęknął Harry.
-Przepraszam?! – krzyknął oburzony Louis.  –Jedno przepraszam nie wystarczy, aby było dobrze – szepnął, schylając głowę.
-Nie chciałem Cię zranić… - szepnął tuż przy jego uchu.
-Skoro nie chciałeś, to czemu to zrobiłeś? Czemu się nie zmieniłeś, Harry? Myślałem, że już taki nie jesteś. Czemu nadal ćpasz, pijesz, ostro imprezujesz i pakujesz się w kłopoty? Czemu się nie weźmiesz w garść? – Louis zaczął mu wytykać jego błędy. –Czemu mnie kochasz? – dodał cicho, spoglądając na Harry'ego spod przydługiej grzywki wpadającej mu do oczu.
-Miłość to nasza ostatnia szansa. Poza nią doprawdy nie istnieje na ziemi nic, co by nas mogło utrzymać przy życiu - wyjaśnił Harry, a Louis zamrugał kilkakrotnie powiekami.

*Max Morrison - handlarz narkotyków, najlepszy diler w tej części Londynu, z którym Barney najczęściej ubija interesy.
**Ernest Barney - "pracodawca" Harry'ego, Liama i Nialla. To on im płaci za większość akcji (czyt. "pracy"). Narkoman.
***David Johnson - pojawił się już w 2 i 3 rozdziale, ale nie wyjaśniłam kim jest. David jest odwiecznym wrogiem Harry'ego. Od niepamiętnych czasów stara się uprzykrzyć mu życie lub po prostu je zakończyć. Za każdym razem kończy się niepowodzeniem. Nie posiada silnej woli ani charakteru. Słaby psychicznie, homofob, narkoman, nienawidzi Louisa.
****Cytat z "Sali Samobójców".


10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bardzo mi się podoba fabuła. Naprawdę świetny blog.

Unknown pisze...

Bardzo fajne opowiadanko ;) Będę wpadać ;)

LODOGRAM pisze...

Chciałam powiedziec, że bardzo podoba mi się twój blog. Natknęła się na niego przez przypadek. Nie zauważyłam błędów chociaz szczerze na to nie patrzałam bo za bardzo wciągnęłam się w opowiadanie. Doskonale wyrażasz emocje bohaterów jakże i piszesz prostym stylem- co bardzo mi sie podoba. Jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się opowiadanie. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie tak bardzo ekscytujący jak ten a może nawet i bardzie, Myśle, że pisanie to jest ta rzecz, która powinnaś robić.

Pozdrawiam Nella

Unknown pisze...

Cudowne opowiadanie! Kocham Cię Natalka <3 Już mi brak słów, jest idealne, boskie, wspaniałe ghueruieri ♥
@comeonlarreh

legalizgay pisze...

Znowu się wzruszyłam :c
Co ty mi robisz kobieto, że ja nie mogę się od tego oderwać ?! :)
Świetne ^^
Mam nadzieję że wszystko się ułoży :c
Czekam na kolejny <3

Ola pisze...

Boże kocham to *-*
Ile w tym emocji!
@PolskaStylinson

Anonimowy pisze...

To jest przecudowne. *o* Ja chcę więcej i to szybko. Kocham cię kobieto. *-*

Suzy pisze...

hbdbfedtskbauklbdhc *O* umarłam. czemu ty to tak genialnie piszesz?
Styles ty pizdo czemu uderzyłeś Lou?
Kochasz go? To okaż mu czułość, ale nie zostawiając mu fioletowych śladów na policzkach!
Czemu nie poszedł do niego? Czemu się nie spotkał? Tylko ćpał i chlał? Styles cioto! Teraz już za późno...a może i nie? powiedz że nie! proszę!
@Im_A_Fruit

Kiniaa ♥ pisze...

Twoje cytaty mnie powalają ale to tylko szczegół *o*
znowu go Harry uderzył ._. grrr ! ._.
Lou wybaczy mu pewnie ;o mam taką nadzieje no *o*

Unknown pisze...

Ja pierdole ja po prostu płaczę , jesteś niesamowita *-*
-
Napisałam na tt , że skomentuje . to mój twitter - https://twitter.com/SWAG_BITCHES_ :)